Meksyk - Ruiny Chichen Itza
Meksyk - podsumowanie
Część 1: Meksyk - Tulum i kilka pierwszych dni
Część 2: Meksyk - Park Xcaret, flamingi, papugi i Dzień Zmarłych
Część 3: Meksyk - Ruiny Chichen Itza
Część 4: Meksyk - podsumowanie
Wszystko co dobre musi się kiedyś skończyć. Tak i nasza podróż do Meksyku musiała kiedyś dobiec końca. Dwa tygodnie, które udało nam się tam spędzić i tak uważam za całkiem długi okres. W ciągu takiego czasu można oswoić się ze wszystkimi nowościami danego miejsca, a także doświadczyć lokalnego klimatu. O ile po raz pierwszy byliśmy w ośrodku all inclusive i żyliśmy niejako w enklawie turystycznej, a nie wśród prawdziwych autochtonów, to i tak udało nam się zobaczyć całkiem sporo prawdziwego Meksyku. Następnym razem (jeżeli taki będzie) na pewno będę optował za mniej "zindustrializowanym" noclegiem.
Nasze ogólne spostrzeżenia co do Meksyku:
- Rano robi się jasno w ciągu pół godziny, z ciemnego i względnie zimnego powietrza do pełnej jasności i 30 stopniowej duchoty. Zapewne ma na to wpływ pora roku (listopad). W końcu to nadal była pora deszczowa.
- Deszcz jest wręcz zbawieniem. Nadal jest ciepło, ale przynajmniej nie tak duszno. Po kilku dniach można się przyzwyczaić nawet do duchoty i ta różnica nie jest taka znacząca.
- Klimatyzację w autokarach wykręcają na 19 stopni, przy temperaturach na zewnątrz powyżej 30, i po prostu łatwo zmarznąć.
- Każdy chętnie bierze zapłatę w amerykańskich dolarach albo w ichnich peso. Nawet w supermarketach są podane ceny w obu walutach.
- Wszędzie i za wszystko oczekują napiwku. Nawet we wcześniej, słono opłaconym busie z lotniska do hotelu, wiszą kartki z napisem "napiwek mile widziany". Amerykanie ich zepsuli.
- Nie jeździj na wakacje do ośrodków gdzie jeżdżą Amerykanie, chyba że jesteś gotów dawać napiwki ZA WSZYSTKO, albo czasami spotykać się z zawiedzionymi lub rozczarowanymi spojrzeniami.
- Zaskakująco dużo ludzi jak już się zorientuje że jesteśmy Polakami zagaduje do nas "jak się masz".
- Jedzenie w niepozornej knajpie dla lokalsów było o niebo lepsze od tego w naszym cztero-gwiazdkowym hotelu.
- W wyżej wspomnianej lokalnej knajpce trzy quesadillas'y (wystarczające za normalny obiad) kosztowały 70 peso (jakieś 14 złotych).
- Miejscowe piwo, Corona jest o wiele lepsze od jego eksportowej wersji dostępnej w europie.
- Nie wszędzie, ale w większości miejsc można się targować. Jeden straganiarz chciał nam wcisnąć ponczo za 800 peso. Na początku byliśmy zainteresowani, ale potem stwierdziliśmy, że jednak nie będziemy nic u niego kupować. Pod koniec sprzedawca targował się sam ze sobą i był gotów dobić targu za jedyne 250 peso. Zszedł z ceny ponad trzykrotnie!
- Bez żadnej organizowanej wycieczki odwiedziliśmy miasteczko Playa del Carmen. Zaczęliśmy od głównej turystycznej ulicy, a potem zagłębiliśmy się w raczej czysto mieszkalne okolice. Różnica w zachowaniu ludzi pomiędzy tą główną turystyczną ulicą, a normalnymi uliczkami, zaledwie 200m dalej, jest ogromna. Z jednej strony non-stop straganiarze cię zaczepiają i chcą ci coś wcisnąć, a z drugiej ludzie prawie na ciebie nie zwracają uwagi i zajmują się wyłącznie swoimi sprawami.
- W rejonach turystycznych wszyscy mówią po angielsku, a 2 ulice dalej, w restauracji kelner nawet słowa po angielsku nie rozumiał.
- Poza ściśle turystycznymi ulicami pełnymi przepychu widać biedę, ale także i wrodzoną pogodę ducha i życzliwość tych ludzi.
- Ciekawostka, Meksyk jest największym na świecie producentem srebra.
- Obecnie znane jest 80% hieroglifów pisma Majów, a dzieciaki uczą się ich w szkole zaraz obok hiszpańskiego.
- Ryby w morzu były tak wyluzowane, że same ocierały się o nasze nogi :)
Wycieczkę uważam za bardzo udaną i każdemu polecam odwiedzenie Meksyku. Chętnie tutaj wrócę.