Korea Południowa - Seul - ostatni dzień
Japonia - Kobe - Ciekawostki i najlepsza wołowina na świecie
O ile ostatnia moja wycieczka to Japonii była dla mnie totalną nowością, o tyle tym razem spałem w tym samym hotelu i chodziłem do pracy już znanymi mi ścieżkami. W Kobe wylądowałem w niedzielę wieczorem, a opuścić miałem w piątek. Żadnego wolnego weekendu a i godziny pracy przekraczają wszelkie standardy. Na zwiedzanie czasu za bardzo nie było, za to był czas na piwko z koleżankami z biura 🙂 W ten sposób dowiedziałem się wielu ciekawostek o Japonii i ich kulturze, jakże odmiennej od naszej:
- Japonia jest zwana "Azjatyckimi wyspami Galapagos" z racji, że są tak inni od reszty świata.
- Gdziekolwiek zobaczymy listę ichnich prefektur, odpowiednik naszych województw, będą one wylistowane w porządku geograficznym, a nie alfabetycznym. Od północy do południa.
- W kulturze zachodniej zasady dobrego wychowania nakazują w przejściu puścić przodem kobietę. W Japonii przodem puszcza się szefa, bez względu na płeć.
- Przyjmując nowego pracownika, najważniejszym czynnikiem jest wiek. Młody pracownik może być materiałem na żonę / męża dla szefa. "Stary" pracownik, nie daj boże dzieciaty i mężaty jest niewiele wart w oczach szefa. Można by zapytać o wartość wiedzy czy doświadczenia starszego pracownika, ale oni wychodzą z założenia, że każdego można wszystkiego nauczyć.
- Na zachodzie sex się sprzedaje, tutaj jest tematem tabu, a roznegliżowana pani na plakacie odstrasza klientów miast ich przyciągać. W to miejsce mają swoje słodkie nastolatki.
Kobe Beef
Miasto Kobe jest słynne, szczególnie w kręgach miłośników czerwonego mięsa, ze swojej specyficznej wołowiny. Wołowina z Kobe zawdzięcza swoją popularność delikatności mięsa i unikalnemu smakowi. Poprzednim razem nie udało się spróbować ale tym razem, już wcześniej poprosiłem o rezerwację w restauracji. Wreszcie, po długim dniu pracy udaliśmy się na wyczekiwaną przeze mnie kolację. Zasiedliśmy wokół specyficznego blatu grzewczego i wybraliśmy swoje potrawy. Jedynym minusem całego wyjścia był fakt, że nasz kucharz był bardzo młody i ewidentnie uczył się zawodu. Wielokrotnie próbował sprawnie przerzucić mięsko czy warzywa z miejsca na miejsce, ale niestety mu to za bardzo nie wychodziło. Całe szczęście efekt końcowy był wyśmienity. Mięso było tak kruche że rozpływało się w ustach. Przy pierwszym kęsie przypomniałem sobie wizytę w londyńskim Angus Steakhouse. Stek dobry ale musiałem się nieźle namęczyć przy krojeniu a potem przy przeżuwaniu. Tutaj o niczym takim nie było mowy. Mięso mogłem sobie "pokroić" pałeczkami, a pogryźć mógłbym nawet samymi dziąsłami 🙂 O smaku i delikatności wołowiny z Kobe mógłbym napisać cały esej, ale to i tak nie będzie nawet blisko ekstazy jaką odczuwałem podczas jedzenia.
Te małe, żółte płatki u szczytu talerza to prażony czosnek. Pyszności. W piątek wieczorem ruszyłem w drogę powrotną do Londynu z przesiadką w Dubaju. Taka okazja nie zdarza się często. Oczywiście musiałem ją wykorzystać i zwiedzić Dubaj. Szczegóły jutro 🙂