Miał być Pałac Cesarski, a wyszło...
Jokohama i Kamakura
Część 1: Hello Tokio
Część 2: Miał być Pałac Cesarski, a wyszło...
Część 3: Jokohama i Kamakura
Niedziela
Po wczorajszej porażce postanowiłem pojechać gdzieś za miasto. Wybrałem trasę na południe od Tokio. Najlepsze w tym było, że do samej Jokohamy można dojechać metrem. Tam ze stacji wsiadłem w autobus prosto do ogrodu Sankei-en. Po raz kolejny, jest to miejsce gdzie najlepiej jest przyjść w towarzystwie, w upalny dzień i spędzić tam trochę czasu w sielankowej atmosferze. Niemniej to miejsce było dużo ładniejsze od ogrodów cesarskich w Tokio.
Kręciły się tam dwie pary ubrane w tradycyjne japońskie stroje. Akurat w momencie robienia zdjęcia jednej z nich, oboje fotografowani spojrzeli w moją stronę, czego efektem jest powyższe, bardzo fajne zdjęcie.
Kōtoku-in
Później udałem się dalej na południe, już pociągiem, do miasta Kamakura. Znajduje się tam wzniesiony w 1252 roku, ważący 121 ton i wykonany z brązu posąg Buddy. Okalająca go świątynia jest niewielka, ale sam posąg jest całkiem imponujący.
Ze stacji kolejowej czeka nas jakiś 15 minutowy spacer do Kōtoku-in, ale jak najbardziej warto jest zasmakować tego małomiasteczkowego klimatu.
Budda jest pusty w środku i za niebotyczną kwotę 10 jenów (jakieś 30 groszy) można wejść do środka. Nigdy wcześniej nie byłem wewnątrz żadnego posągu 🙂
Ofuna Kan’non
Wracając wieczorem do domu zauważyłem z okna pociągu, jeszcze większy posąg niż wcześniej opisywany budda. Szczęśliwie udało mi się strzelić kilka zdjęć. Jak później doczytałem jest to wykonane z betonu popiersie bogini łaski, Kan’non. Sam posąg ma 25,4 metry wysokości, czyli prawie dwa razy więcej niż wcześniejszy budda liczący sobie jedynie 13,35m.