Japonia - Tokyo i oczekiwana "Japonia"
Japonia - góra Fuji, smocze jajo i kłótnia małżeńska
Pani pogodynka podpowiedziała nam, że w niedzielę ma być ładna pogoda a od poniedziałku pochmurno i deszczowo. Do zwiedzania miasta nie jest niezbędne bezchmurne niebo, za to oglądanie 3776m góry Fuji należy robić przy jak najładniejszej pogodzie. W hotelowej recepcji podpowiedzieli nam skąd odjeżdżają autobusy pod samą górę. Tutaj muszę wspomnieć, że nie ma co liczyć na kupno biletów bezpośrednio w kasie autobusowej. W samym autobusie też nikt nie kupował. Bilety należy rezerwować wcześniej, telefonicznie. Dopiero za drugim telefonem trafiliśmy na kogoś mówiącego po angielsku i rezerwacja odbyła się bez problemu.
Na szczyt góry można się wspinać tylko w lipcu i sierpniu i tylko wtedy jest otwarta piąta stacja, najwyższy punkt do którego dojeżdżają autobusy. Z tej stacji wyruszają pielgrzymki na szczyt. Najczęściej odbywają się w nocy jako że celem całej wyprawy jest zobaczenie wschodu słońca ze szczytu góry. Japończycy mają powiedzenie, że każdy powinien przynajmniej raz w życiu wejść na górę Fuji.
U podnóży góry jest pięć jezior. Jeden z autobusów dochodził do jeziora Kawaguchiko. W drodze pstryknęliśmy kilka zdjęć a na dworcu przywitał nas jakiś dziwny skrzat 🙂
Przy jeziorze Kawaguchiko leży miasteczko Fuji-Kawaguchiko. Mieliśmy sporo czasu do autobusu powrotnego (bilet także należy zarezerwować wcześniej), więc ruszyliśmy na zwiedzanie okolicy. W informacji turystycznej zaopatrzyliśmy się w mapkę i podpytaliśmy co warto tutaj zobaczyć.
Samo jezioro jest kawałek drogi od góry więc początkowo zmartwiliśmy się że będzie problem ze znalezieniem fajnego punktu widokowego, ale później okazało się, że jest mała kolejka linowa na pobliską górę. Wyrobiliśmy się akurat na pół godziny przed zamknięciem wyciągu. Stamtąd już mieliśmy zapierający dech w piersiach widok na górę Fuji.
Zapraszam do oglądania zdjęć, tym razem autorstwa zarówno Moniki jak i mojego 🙂 Fajna świątyńka (Entsuji), cmentarzyk ze smoczym jajem w kapliczce 😉 rowery wodne w kształcie "łabundków" i zamarznięte gorące źródełka.
Wracając do autobusu byliśmy świadkami kłótni małżeńskiej dwóch małpek. Nie wiem skąd małpy pod góra Fuji, ale tam były i to nie jedna czy dwie, naliczyliśmy chyba z siedem. Nie było łatwo uwiecznić to na zdjęciach jako, że jedna z małp (zapewne ona) latała na lewo i prawo, a druga (zapewne on) siedział na gałęzi ze zrezygnowaną miną 🙂