Kraj kwitnącej wiśni i Dreamliner
Kobe beef - i porcja mniej przyjemnych rzeczy
Przez większość tego pobytu w Japonii nic nie pisałem, bo pracy było tyle, że po powrocie do hotelu padałem spać w ciągu pół godziny. Tutejszy dzień pracy jest o wiele dłuższy od europejskiego. Na szczęście miałem okazję w weekend trochę pozwiedzać, co mam nadzieję uda mi się, w wolnej chwili tutaj zamieścić. W międzyczasie podzielę się z wami wielkim szczęściem, jakim jest ponowna degustacja wołowiny z Kobe 🙂
Dwa dolne kawałki to bardzo dobrej jakości wołowina, a te dwa u szczytu talerza klasyfikują się klasę niżej. Różnica polega na rozdystrybuowaniu tłuszczu w mięsie.
Jedzenie to jedna z niewielu rzeczy, które w Japonii mi się nie podobają. Każdego dnia staję przed wyzwaniem znalezienia restauracji, gdzie mógłbym zjeść obiado-kolację. Na początku celowałem w miejsca serwujące znane mi smaki, jak kuchnia hinduska czy włoska. O ile jedzenie było smaczne, to porcje były tak malutkie, że wychodziłem z restauracji, może nie głodny, ale na pewno nie najedzony.
Czasami trafię do miejsca gdzie jest i smacznie i dużo. Poniżej zdjęcia właśnie takiego przybytku. Jako starter zjadłem japoński omlet z wołowiną w środku. To czym jest ten omlet posypany to rybie chipsy. Na rozgrzanej płycie grzewczej momentalnie się spiekły i przyjemnie chrupały w buzi. Ostatnie zdjęcie, to danie główne. Noodelsy z wołowiną i owocami morza.
Dzisiaj chyba już taki dzień, że muszę trochę ponarzekać.
Następnym punktem dzisiejszego programu jest palenie w restauracjach. Na zewnątrz, na ulicy, wszędzie są znaki zakazu palenia. Jednakże w restauracjach, gdzie serwuje się jedzenie można palić. Dla mnie to trochę dziwne, tym bardziej, jeżeli siądzie ktoś niedaleko mnie i zanim złoży zamówienie, musi zasmrodzić swoje najbliższe otoczenie.
Jedyne co jest chyba gorsze od palenia w restauracjach jest to, że publiczne dmuchanie nosa jest uznawane za przejaw braku manier i niewychowania. Rezultatem tego jest, na przykład, pół wagonu w pociągu ciągającego nosem co dziesięć sekund. Teraz, jeżeli moja podróż ma trwać około godziny, a prawie wszyscy na około, wcale nie cicho, wciągają swoje gluciory głęboko do nosa, to taka podróż traci lekko na uroku. Na prawdę nie wyobrażam sobie co oni robią kiedy mają katar.
Idąc dalej w tym zrzędliwym tonie, bardzo rzadko zdarza się Japończykom przeprosić jeżeli kogoś potrącą w sklepie, autobusie czy na ulicy. Po prostu idą dalej nawet nie rejestrując faktu, że kogoś potrącili. To się zapewne wiąże z inną moją obserwacją. Mianowicie, ten naród do najbardziej spostrzegawczych nie należy. Moim zdaniem każdy ma przynajmniej jako takie pojęcie co znajduje się w bezpośredniej przestrzeni dookoła niego, ale nie Japończycy. Nie raz i nie dwa zdarzyło mi się że stałem blisko kogoś kto zrobił krok w tył, czy w bok, centralnie mnie depcząc. Po prostu brak im orientacji w przestrzeni.
Ostatnią rzeczą, o której chciałem wspomnieć są bankomaty. Turysto, weź ze sobą gotówkę! W zeszłym roku nie było problemu z wybieraniem pieniędzy z bankomatu. W tym roku, te same karty (VISA i MasterCard) zostały odrzucone w każdym bankomacie, w którym je próbowałem. Dopiero wycieczka do banku z "przewodniczką" wyjaśniła sprawę. Ponieważ także i do Japonii dotarł światowy kryzys, to oni zamiast otwierać się na rynek turystyczny i ułatwiać życie turysty w kraju, to mocno je utrudniają. Powymieniali bankomaty na takie, które akceptują tylko karty wystawione w Japonii. Wiąże się to z tym, że boją się ekonomicznej potęgi Chin.
Koniec, końców znalazłem bankomat na poczcie, który pozwolił mi wybrać gotówkę.
Ten dzień chyba musiał nadejść. Musiałem trochę ponarzekać i pozrzędzić. Stało się i mam nadzieję, szybko nie powróci. Następny wpis będzie dużo bardziej pozytywny 🙂